Między domem, a domem, no i domem...

Takie stworzenia jak ja, którym życie kruszy serce permanentnie, ciężko jest okiełznać, szczególnie, że ciągle gdzieś biegają przed siebie, zamiast posiedzieć w domu.
Pragnienie dążenia wciąż przed siebie jest bardzo duże, choć ciągle jakieś kłody pod nogami, mocno wieje, czy milion różnych innych czynników, które nie pozwalają stać się normalnym człowiekiem z jeszcze bardziej normalnym życiem. Owszem, bycie dziwnym I nienormalnym jest super, ale kiedy można odjąć swoje demony.
Myślę, że jednym czynnikiem, którego bardzo człowiek potrzebuje, żeby był, a najlepiej stały, to jest miejsce, do którego można zawsze wrócić, nazywa się to domem, a wiele z nas tego nie ma.
Ja wciąż szukam swojego miejsca na ziemii. Najgorsze jest to, że każde miejsce które odwiedzam, w którym się zakochuje- zostawiam na zawsze w nim kawałek serduszka. Przez co podróżowanie nie jest tylko ciekawą rozrywką.
Mieszkając w Holandii, myślę że najważniejszym dla mnie domem jest ten polski, rodzinny, gdzie się wychowałam, dorosłam, gdzie jest zawsze mama, najwspanialszy człowiek na świecie, gdzie poznałam najbliższych mi ludzi, gdzie kocham wracać. Nie jest to jednak mój jedyny dom. To samo uczucie ciepła mam, kiedy wjeżdżam do Londynu, wysiadam z autobusu I wsiadam do pociągu do Welwyn, gdzie wiem, że czeka na mnie siostra ze szwagrem, dziećmi I psem. Nie mieszkałam w tym kraju nigdy dłużej niż pół roku, ale chcę wciąż tu wracać tak samo jak do Opola. Brakuje mi pani mówiącej przez głośnik, że proszę uważać, na dziurę między peronem a pociągiem, uwielbiam to, że jak przyjeżdżam wszystko jest tak samo piękne, że Anglia ma wciąż swoją dzikość I tajemniczość, której brak Holandii, która też jest moim domem przecież. Cztery Lata w Holandii, które zaczęły się naprawdę piękną przygodą na jakiś pomidorach, też skradły mi serce. Piękne Helmond, wszędzie zielone, gdzie wsiadam na rower, zakładam słuchawki I jadę przed siebie, czując że nic mi nie grozi, bo to moje miejsce.
 W ostatnim miesiącu odwiedziłam i Polskę, i Anglię, a najchętniej bym pojechała do moich innych domów, bo czuję, że mnie wołają, a najbardziej to chyba ten w Argentynie!
Wciąż między domem, a domem I kolejnym domem, a ciągle czegoś brakuje I czasem człowiek się zatrzymuje I nie wie nawet czego szukać I gdzie iść, no I jak siebie posłuchać?
Podziwiam ludzi, którzy czują ten swój dom, wiedzą, gdzie mają to miejsce, bo chyba jest to ważne w życiu, żeby mieć swoją ostoję, tam, gdzie zawsze czujesz się bezpiecznie, nic ci nie grozi, gdzie usiądziesz na chwile I dojdziesz do tego, czego potrzebujesz I dokąd iść dalej.
Ja, wiecznie potrzaskana, każdego dnia szukam rozwiązań na swoją dziecinadę I łatwość poddawania się, tylko wciąż wracam do tego pogubienia się, mam taką swoją kolejną wymówkę, żeby uniknąć dorosłości. Koniec, nie wolno.

Także tego, szukam mieszkania, takiego swojego, mojego. Bang!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

hip hop - un age dor

Z innej beczki, czyli niecałe 10 rzeczy, których dzieci nienawidzą w rodzicach

Czas – bezlitosna potworność