Z innej beczki, czyli niecałe 10 rzeczy, których dzieci nienawidzą w rodzicach

Rzucono mi wyzwanie do napisania tekstu zaczepiającego blog inny związany z wychowaniem dzieciakowni przez znaną mi osobę. Jest to nie lada wyczyn, bo tekst ten bardziej wyrywa mnie z mojej ścieżki, a zmusza wręcz do cofnięcia się wiele, wiele wstecz. Z drugiej strony nie czuje się całkowicie na siłach wchodząc w ten temat, bo w pewien sposób dotyczy szablonowej rodziny I chodź dysfukncje mojej własnej nie są zbyt chwalebne równie jak u innych, ale wydaje mi się, że w jakiś sposób wyrosłam nie do końca przeżywając okres nienawiści do nierozumiejących mnie rodziców, ale to zawdzięczam głównie jednej osobie.
Temat padł: 10 rzeczy, których nienawidzę w rodzicu I te 10 rzeczy tu dzisiaj nie padnie.
Po przeciwnej stronie barierki: https://www.facebook.com/idziecimamy/ I 10 rzeczy, których nienawidzę w dziecku.
Pierwsze rzeczy, które mi przychodzą do głowy, to moje gówniarzerskie niedocenianie niesamowitej osoby jaką jest- matka. Właśnie, MAMA. Nie wszystkie potrafią zostać dziecka autorytetem, czasami im z tym dalej niż do księżyca, a to w niej tkwi ta podstawa kim się stajemy. Moja do idealnych absolutnie nie należy I chwała Bogu, bo bym się może od niej niczego nie nauczyła. Ale jest, najsilniejsza osoba jaką znam, która stara się być szczęśliwa w tych kiepskich czasach I próbuje mnie zarazić tym. Ma wad milion, tak jak I ja, ale ta wieczna walka o swoje, czyni ją wyjątkową.
Nienawiść mi nie pasuje tu kompletnie, więc sobie słowo to przeinaczę na swoje. Jako właśnie takie dziecko najbardziej nie znoszę, kiedy rodzic się poddaje, zamyka w sobie I nie walczy o dziecka dobro. Prawdopodobnie jest to pogląd wyidealizowany, ale wydaje mi się, że dla dziecka powinno się chcieć zrobić wszystko, wyrwać z każdej błony I warstwy swoich problemów, szczególnie tych siedzących w głowie.
Jak byłam dzieciakiem, to wydaje mi się, że duży problem tkwił w tym, że się czuło niezrozumiałym, a przynajmniej nie zawsze. Dopiero po latach człowiek wali się w łeb za swoje głupoty. Pamiętam jednak, że z moją mamą zawsze mogłam się podzielić swoimi problemami, a ona wyrażała swoją opinię, ale decyzja zawsze była moja, bo to zawsze było moje życie, nie mojej mamy, moje I konsekwencje również moje.
Chciałabym powiedzieć, że za trzymanie mnie w ryzach, ale w moim przypadku tak nie było. Od małego pozwalano mi latać za życiem, zaniedbać różne obowiązki, kiedy w grę wchodziła większa stawka, ale dodało mi to więcej wrażliwości niż urywania się ze smyczy.
Tak sobie myślę, w co ja się wdałam wrobić. Nie wyobrażam sobie rzeczy, za których mogę kogokolwiek nienawidzieć, a już szczególnie ludzi, z którymi żyć było ciężko, kłótnia przychodziła na codzień, ale mnie kochali szczerze.
Za niesamowicie smutne w rodzinach dysfunkcyjnych uważam problem z okazywaniem sobie uczuć. Człowiek potrzebuje dotyku drugiej osoby, przytulić się, powiedzieć, że kocha, ale przychodzi to z niesamowitym trudem. Czasem dużo łatwiej o czułość przyjaciół niż w domu rodzinnym.

I ludzie, proszę was, łatwo wejść na ściężkę niekończących się pretensji, cięższej jest na sobą I relacjami pracować, ale czy nie lepiej jest się skupić na tym, co jest w innych niesamowite, zamiast na tym co mi sprawia ból, co uwiera?

Komentarze

  1. Dla dziecka robi się WSZYSTKO !!!!! ale nie to, co ono chce, żeby się robiło!!!!

    Trzymanie w ryzach?....nie wiem o czym mowa.

    Kłótnie?....no cóż...
    Bardzo się cieszę,że piszesz, iż lepiej skupić się na wyjątkowości innych, na pozytywnych doświadczeniach, na odkrywaniu piękna niż tych 10 rzeczy, których nienawidzisz.
    LOVE

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

hip hop - un age dor

Czas – bezlitosna potworność