Najulubieńsze podróżowanie

 Dwa dni temu stuknęła nam szesnasta rocznica tragicznego wydarzenia, atak na World Trade Center w Nowym Jorku. Tymbardziej dziewięć lat temu byłam trochę przerażona, gdy tego dnia pierwszy raz wchodziłam na pokład samolotu. Byłam przerażonym dzieciakiem, który pierwszy raz miał zobaczyć coś innego niż Polska.
Podróżowanie, to jedna z moich ulubionych form rozwoju, która kiedyś mi się wydawała zupełnie niemożliwa, a teraz staram się to robić jak tylko dobije mi trochę pieniędzy na koncie. Zawsze o tym marzyłam, a takie miejsca jak Wenecja, czy Barcelona- wydawały mi się istnieć na zupełnie innej planecie. Ostatnio też sobie zdałam sprawę jak bardzo nie przykładałam się do nauki historii I oczywiście, historii sztuki. Przypominam sobie jak różni nauczyciele opowiadali o budynkach, miejscach, dziełach, o których nawet wtedy nie śniłam, że może mi się udać zobaczyć. Brzmiało to wtedy tak kosmicznie, że wypuszczałam jednym uchem I teraz na bieżąco staram się to nadrabiać, bo większość tych miejsc ma niesamowite historie.
Kiedy w wieku 16 lat miałam okazję zobaczyć Londyn, byłam zachwycona. Udało mi się to jedynie dzięki mojej siostrze, której zawdzięczam bardzo dużo, a między innymi, że jak mało kto, gani mnie za brak rozwoju. Londyn był dla mnie ogromny, dla małej, nieśmiałej dziewczynki, która bała się powiedzieć słowo po angielsku. Siostra mi pokazała jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, ale ruszyć gdzieś dalej, wciąż wydawało mi się to abstrakcyjne.
Wyjazd do Holandii był dla mnie bardzo spontaniczną, ale dobrą decyzją, która zmieniła wiele w moim życiu. Było to w tamtym czasie wręcz konieczne I nieświadomie od pierwszego dnia pobytu zaczęłam budować jakąś część życia. Po dwóch latach tułania się między Holandią, a Polską- wynajmowałam już tutaj pokój I poznałam niesamowitą osobę. Człowiek ten realizował najróżniejsze podróżnicze projekty I kiedy zaczęłam z nim spędzać czas, opowiadał o podróżach ubiegłych I przyszłych. Zaraził mnie pasją I przekonał, że jest to jak najbardziej możliwe, że nie są to największe koszty I wszystko jest na wyciągnięcie dłoni. Tak bardzo tchnął we mnie energię, że się odważyłam na ten pierwszy raz.
W marcu ubiegłego roku poleciałam zupełnie sama na weekend do Barcelony I pokochałam to miasto całym sercem. Na dłuższy wyjazd samej nie miałam odwagi. Bilety nie były drogie I zdecydowałam się na hostel. Jest wygodne łóżko, nie potrzebuję więcej, bo lecę coś zobaczyć, a nie wylegiwać się w pokoju hotelowym. Zatrzymałam się w Ant Hostel, który wszystkim polecam, bo jest bardzo ładny, zadbany I blisko wszędzie. Od momentu kiedy wyszłam z lotniska I pierwszy raz w życiu zobaczyłam palmy- zakochałam się. Nie dość, że miasto jest piękne, jest bardzo dużo do zobaczenia, to przede wszystkim ta energia. Ludzie w okół uśmiechnięci, biegają, jeżdżą na rolkach, deskorolkach, ćwiczą na plaży I naprawdę nie pamiętam, kiedy widziałam tyle aktywnych ludzi. Miasto, które bardzo chcę zobaczyć raz jeszcze.
Niesamowite wspomnienia mam przede wszystkim z Włochami. Wraz z jedną z najlepszych osób na świecie rok temu ruszyłyśmy na włoską przygodę. Przede wszystkim, dla mnie, w podróżowaniu najlepsze jest poznawanie innej kultury, dlatego też nie jestem fanem wakacji hotelowych I bardzo lubię gubić się za granicą. Dlatego zdecydowałyśmy się na noclegi w hostelach I przez couchsurfing. Wylądowałyśmy w Wenecji, gdzie drugiego dnia pobytu poznałyśmy Alessandro, który opowiadał nam dużo o mieście, a w międzyczasie dołączył się do nas Tino, pochodzący z Czarnogóry podróżnik stopem po Europie. Wyglądał jak wyrwany ze sceny gangster z “Czarny kot, biały kot” Kusturicy, a rozśmieszał nas niesamowicie próbując poderwać wspomnianego wcześniej Alessandro.
Z Wenecji udałyśmy się z przesiadką w Bolonii do Rzymu. Jak najbardziej piękne, historyczne miasto, ale najbardziej nas cieszyło, że spałyśmy u włoskiej rodziny, w pięknym mieszkaniu, gdzie na balkonie mogłyśmy podziwiać piękne pomarańcze, a wieczór spędziłyśmy z młodymi Włochami, którzy wzięli nas do prawdziwej, nie turystycznej restauracji na prawdziwy makaron. Wciąż pamiętam jak się z nas śmieli, że w Polsce mamy pokrojoną pizzę, jemy obiad dużo wcześniej niż 21 I trzymamy się pasów jezdni.
Z Rzymu dwie godziny autobusem do Neapolu. Wciąż wspominamy jak dotarłyśmy do hostelu zostawić rzeczy I poszłyśmy się włóczyć. Dotarłyśmy do portu, siedziałyśmy w piękny, ciepły, gwiezdny wieczór I wszystko wydawało się zupełnie beztroskie. Neapol to jest miasto, gdzie wszędzie są piękne widoki, ale im bliżej centrum, tym więcej ludzi I hałasu. Mało kto mówi po angielsku, ale ludzie są tak pomocni, że bez języka wszystko Ci wytłumaczą. Wcale się nie dziwię, że Neapol też słynie z jedzenia, bo matko moja kochana, wszystko co tam zjadłyśmy było cudowne. Muszę jednak się przyznać, że z hostelu uciekłyśmy, po tym jak w środku nocy zbudził nas ogień, bo w kontakcie zaczęła mi płonąć ładowarka, co teraz wspominamy ze śmiechem.
Nadszedł czas na Toskanię. Florencja jest równie niezwykła jak inne miasta, ale człowieku, turystów tam nie brakuje. Kiedy tylko wspominam tamten wyjazd, zaraz mam lepszy humor, bo przygód, które miałyśmy nie da się opisać, a szczególnie będąc z bliską osobą, która umie wszystko docenić jak Ty. Pieniędzy trochę straciłyśmy, ale bogactwo wewnętrzne dużo lepsze.
Zaczęłam się od tego uczucia podziwiana uzależniać I odkryłam, że im dłużej nie mogę nic nowego zobaczyć- tym bardziej mnie nosi, więc pół roku popełniłam ogromny błąd. Nie miałam możliwości wziąć dłuższego urlopu, więc gdy tylko okazało się, że mam trzy dni wolnego pod rząd, od razu zaczęłam szukać tanich lotów. Trafiło na… Lanzarote, Kanary. Ludzie, nie popełniajcie mojego błęgu I nie lećcie w tak cudowne miejsca tylko na jedną noc, bo będzie wam się łamać serce, że musicie tak szybko ten raj zostawić. Bilety bukowane cztery dni przed wylotem kosztowały śmieszne pieniądze I hostel za dwie osoby bodajże 30euro. Pierwszy raz leciałam dłużej niż 2 I pół godziny I nie wiedziałam, czy wytrzymam tyle w samolocie, ale bez problemu cały lot przespałam. Nic mi nie potafi tak naładować baterii jak wyjazd w takie miejsce, gdzie widoki zapierają dech w piersiach. Przeszliśmy chyba na nogach ponad 30km zwiedzając wyspę, ale słońce niosło jak na skrzydłach.
Ponad tydzień temu udałam się na samotny wypad do Marsylii. Teraz widzę jak łatwo mi to przychodzi. Nie boje się już, chcę więcej, chcę to wszystko zobaczyć, uczyć się, wiedzieć, ruszać coraz dalej. Zazdrość, to zła rzecz, wiem, ale szczerze zazdroszczę ludziom, którzy nie muszą na to ciężko pracować, ale podziwiam ludzi, którzy oszczędzają I okładają, żeby przeżywać te piękne rzeczy na nowo.

Marsylia jest kolejnym miejscem przeze mnie pokochanym, które niespodziewałam się, że jest aż tak piękne. Chociaż wszystkim przed udaniem się tam proponuję porządnie przytyć, bo wieje niesamowicie mocno. Cudownym rozwiązaniem jest brak roamingu, bo miałam zawsze dostęp do internetu, czyli map, gpsu, a nawet rozkładu metra I autobusów, co było bardzo pomocne. Przede wszystkim ten samotny wyjazd pomógł mi poukładać głowę, ostatnio bardzo niespokojną, I podjąć decyzjnę, m.in. O spróbowaniu pisania moich drogich farmazanów, dla ludzi bardziej zainteresowanych (no I tych mniej). Mam w jakieś tam części mojego serduszka nadzieję, że chociaż minimalnie kogoś zmotywuje do jakiekolwiek nowej aktywności życiowej, które są tak ważne w tych niespokojnych dla głów czasach.



































Komentarze

  1. Najlepsze "farmazony" na świecie- tak fajnie się to czyta,że układam w głowie plan podróży....zaczynać od Londynu powiadasz? Potem Holandia?.....mam za sobą Paryż i chwile w Beregen czyli 2 chwile w Norwegii- może być na start? A poza tym nauczka Twoja taka,że najwyższy czas wziąć się za naukę......

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

hip hop - un age dor

Z innej beczki, czyli niecałe 10 rzeczy, których dzieci nienawidzą w rodzicach

Czas – bezlitosna potworność